«Kaladny cud, jaki abiarnuŭsia bolem». Žonka Andreja Skurko ŭpieršyniu atrymała spatkańnie z mužam
U piatnicu 24-ha ŭ mianie było niešta nakštałt kaladnaha cudu. Cud, jaki abiarnuŭsia bolem, cud-stres, ad jakoha ja ŭsio nie mahu adyści. Upieršyniu za piać z pałovaj miesiacaŭ ja pabačyła muža, piša Paŭlina Skurko.
27.12.2021 / 20:23
Andrej Skurko z žonkaj i synam. 2021 hod.
Doŭhi kalidor, padzieleny ŭzdoŭž škłom i kratami. Dziesiać miescaŭ. Dziesiać telefonnych słuchavak. Na škle pierad kožnym śpis zabaronienych tem i dziejańniaŭ.
My, svajaki, śpiarša toŭpimsia pierad uvachodam. Dziadzia-rabotnik SIZA nazyvaje proźviščy, čałaviek padychodzić, pakazvaje pašpart, kładzie na stoł telefon (ich pranosić na spatkańnie nielha). Dziadziečka kaža numar miesca, dzie ty musiš čakać svajo zołata. U mianie było miesca №5.
Tak usie my raśsielisia. Ale čakali jašče doŭha.
Pavietra dryžała. Pobač sa mnoj siadzieli mama ź dziaŭčynkaj hadoŭ piaci. «Zaraz pryjdzie siurpryz. Chtości, kaho ty vielmi chočaš bačyć», — kaža mama.
Siurpryzy nijak nie iduć. Dziaŭčynka pačynaje abhavorvać viačeru: «Davaj siońnia zrobim picu? Ale treba ciesta? Zojdziem u mahazin?.. Nu dzie ŭžo hety siurpryz. A ja jaho znaju? A ja jaho lublu, hety siurpryz?..»
Adčyniajucca dźviery ŭ kancy kalidora, pa toj bok škła, i zachodziać chłopcy. Idzie Andrej. Taki pryhožy. Čysty tvar, nijakich novych zmorščak i śladoŭ pakut. Čystyja vałasy, pryhožaja pryčoska (im vydajuć mašynku i toj, chto najlepš umieje, stryže sukamiernikaŭ). Adziety što na pracu — čysta, akuratna. Źvierchu čornaja bajka z nadpisam «Ńju roads» (ja jaje lublu ad samaha pačatku našych adnosin), pad joj šery holf, jaki kupiła vosieńniu ŭ HUMie, užo ŭ turmu. Mnie zdałosia, Andrej zaraz u idealnaj vazie: nie poŭny i nie zmarnieły. Biez mahčymaści zajmacca sportam vielmi sočyć za charčavańniem, nie jeść makarony, mała jeść kašu i inšyja lišnija vuhlavody. Na abied biare sup, a zajadaje miasam i harodninaj, jakija my pieradajom.
U pierahavornym pakoi staić huł, i prychodzicca, prykładajučy słuchaŭku da adnaho vucha, druhoje zatykać palcam. Ruki zaciakajuć, ale da apošniaha nie mianiaju pozu, kab nie zmarnavać čas.
Jedučy na spatkańnie, fantaziravała, jak pamiž nami zaraz ustalujecca toje novaje, hłybinnaje, što naradziłasia ŭ pakutach i pierapiscy. Jak ad vačej da vačej buduć lotać małanki i razrady…
Ale zamiest hetaha mianie
z hałavoj nakryvaje padzabytaje ščaście siamiejnaj hamonki. Adčuvańnie, što prajšło nie piać miesiacaŭ, a piać dzion. Havorym pra siamju, plotki, pobyt, mnoha śmiajomsia, amal uvieś čas.
Ja stolki nie ŭśmichałasia ni razu za ŭsie hetyja miesiacy. Kažu heta Andreju. Dyk čaho ty nie śmiajałasia! - svarycca jon.
Bieź ciabie nie nadta vychodzić.
Andrej radujecca, što ja nie takaja i chudaja, jak na fota. «I niejkija ščočki jość, dobra!»
Raskazvaju, jak pierad vychadam havaryła z Tamašom, pytałasia, što pieradać tatu, i chłopčyk, zadumaŭšysia, pieradaŭ, što kali tata pryjedzie, my pojdziem kuplać bułku z makam. U Andreja ŭ vačach ślozy.
Pieravodžu na viasiołaje, śmiešnaje. Abmiarkoŭvajem harščok, zdaroŭje, siabroŭ — usiakuju zvyčajnuju drabiazu z kuchonnych razmoŭ.
Čas zdajecca biaskoncym ciopłym moram, i my ŭ im.
Tut sihnał — 5 chvilin. Pra što my havorym? Nie pamiataju. Tolki raptam jaho spakojny aksamitny hołas na paŭsłovie abryvajecca.
Hladzim adno na adnaho praz škło. Chłopcy imkliva ŭstajuć, ale iduć da dźviarej spakojna. Moj Andrej taki pryhožy, vyprastany. Ruki składaje za śpinaj. Novaja zvyčka. Dźviery za ŭsimi začyniajucca.
U mianie ŭnutry chmara emocyj, u jakoj ciažka niešta razabrać. Raptam dziaŭčynka pobač pačynaje płakać.
«Tata pracuje na sakretnym abjekcie, my nie možam pajści za im». «A ja chaču! Ja sumuju pa tatu!» — płača dziaŭčynka. «Viedaješ, ja rašyła, što taksama zrablu sabie viečaram picu, — kažu joj. — A ty sama raskačvaješ ciesta ci mama heta robić?». Dziaŭčynka ašarašanaja, hladzić na mianie z padazreńniem, tym časam mama jaje apranaje. «Ty z čym lubiš picu? Z pamidorami? Z syram? A aliŭki lubiš?» «Nie, aliŭki jana nie lubić», — śmiajecca mama. Idu ŭ druhi kaniec paznajomicca z maci siabra pa pierapiscy (pačuła ich proźvišča, kali praviarali pašparty). Naš kaniec kalidora akazvajecca «palityčny», abmiarkoŭvajem adčuvańni i nadziei, narakajem na niespraviadlivaść. Narešcie dźviery adčyniajuć i vypuskajuć nas na pavietra.
Zdaju Andreju pieradaču, telefanuju baćkam, raskazvaju, jaki jon pryhožy i mahutny. Idu ź siastroj u kramu. Jedu damoŭ pa zaśniežanym horadzie. I tut mianie nakryvaje.
Kali ja znoŭ pačuju jaho? Paśla taho, jak jamu (nam) prysudziać hady kałonii?..
Asabliva horka i nie chočacca ŭspaminać, jak raptoŭna vyklučyŭsia ŭ słuchaŭcy huk. Ja ŭspaminaju 8 lipienia, kali jaho pasadzili ŭ popielna-šery mikraaŭtobus i zachłopnuli dźviery. Siońnia toje ž brydkaje pačućcie: niby mnie viarnuli muža, a potym znoŭ zabrali.
Andrejka, ty kazaŭ nie hnievacca i nie złavacca. Što biez emocyj my pieramožam čyściej. Ale ja ničoha nie mahu z saboj zrabić. Ja nienavidžu tych, chto vinavaty ŭ našym rasstańni.
Złuju i na siabie. Dumaju: treba było mienš havaryć i bolš słuchać. Nie paddavacca na iluziju, što naš čas biaskoncy. Treba było heta skazać, a toje nie, nie kazać. Mieniej pryznavacca ŭ kachańni, a bolš pa sutnaści! Treba było łavić kožnaje słova. Zapisvać! Moža, tady b nasyciłasia hetaj sustrečaj…
Ale, kaniečnie, nie.
Doma haruju. Chočacca hrubić u adkaz na ŭsie pytańni. Brydkasłović. Stuknucca jak śled ab ścienku, pierabić hety bol. Ježa staić u horle, usio zdajecca niasmačnym. Chočacca lažać u adzinocie.
Son nie ratuje, tam usio jašče mienš pryjemna: hiestapa, dopyty, abłavy.
Krychu pamahaje dobraja knižka: pierasiedzieć u prozie, pieračakać bol…
Słuchaju sumnuju kaladnuju pieśniu Navibenda: «Ty nie zaŭvažyš, jak chutka ŭsio minie». Narešcie ciakuć ślozy i narešcie mianie troški adpuskaje.
Hulaju z małym, a sama lataju dumkami daloka. Mały raptam hładzić mnie vałasy, pryabdymaje za šyju: «Taty nima!»
I ja imhnienna ćvierazieju. Tak, družok, davaj uspomnim, chto tut darosły. «Taty niama, ale jon dakładna skora pryjedzie. I tady pojdziem ź im razam kuplać bułku!» «Z makam!» — radujecca Tamaš.
* * *
«Što tyčycca traŭmaŭ i stresu, to tut usio indyvidualna. Strašna skazać, ale ŭ mianie, pa-mojmu, nie toje što traŭmy — navat stresu niama:) Ja ćviorda viedaju, što ni ŭ čym nie vinavaty, a znachodžusia tut prosta tamu, što čas taki — jak i mnohija inšyja», — napisaŭ Andrej u liście napiaredadni sustrečy.