Siłaviki ŭ Minsku paprasili Maksa Karža prajści ŭ bus, pravieryli telefon i adpuścili
Adna z čytačak Tut.by raskazvaje, što ŭ niadzielu, prykładna ŭ 15.30, jana znachodziłasia ŭ Hrušaŭskim skviery.
— My stajali kampanijaj z čatyroch čałaviek. Z nami — Maks Korž, — viartajecca da tych padziej surazmoŭnica. — Ściahoŭ u nas nie było, my prosta razmaŭlali.
U niejki momant, praciahvaje čytačka, joj patelefanavała siabroŭka. Pryjacielka žyvie ŭ domie pobač sa skvieram. Skazała, u ich kala padjezda spyniŭsia aŭtobus z amapaŭcami. Siłaviki nakiravalisia ŭ bok parku.
— Nieŭzabavie my zaŭvažyli, što z dvuch bakoŭ doma ŭ skvier vybiehła niekalki siłavikoŭ. Jany padlacieli da Maksima i jaho siabra, skazali: «Projdziem z nami dla pravierki. Kali ŭsio budzie dobra, adpuścim», — i praviali ich u bus, — apisvaje situacyju čytačka. — Mianie i siabroŭku, mabyć, jak dziaŭčat, nie čapali.
— Amapaŭcy paznali Maksa?
— Dumaju, nie. Ja jašče pažartavała: «Što vy tak zorku chapajecie? Sełfi choć by zrabicie», — žartuje surazmoŭnica. — Jany paśmiajalisia.
Pa słovach dziaŭčyny, u busie śpievaka i jaho pryjaciela trymali niadoŭha.
— Maks skazaŭ, u ich nie praviarali pašparty, a tolki telefony. Pahladzieli, na jakija telehram-kanały jany padpisanyja, i adpuścili, — raspaviadaje čytačka.
— I aŭtohrafy ŭziali?
— Nie, — uśmichajecca dziaŭčyna.
Maks Korž paćvierdziŭ Tut.by praŭdzivaść hetaj historyi.
Kamientary